O mnie
Zanim moje życie stało się radosne i twórcze, było plątaniną przypadków i zbiegów okoliczności. Dość długo nic nie wskazywało na to, że napiszę książkę.
Urodziłam się 21 maja 1969 r. w Łodzi jako drugie dziecko, druga dziewczynka. Doświadczyłam w dzieciństwie tego, że z rodzeństwem nie tylko jest świetna zabawa, ale i należy się dzielić. Wychowywałam się w okolicach Zduńskiej Woli. W liceum chciałam zostać matematykiem, ale zachłyśnięta modą wystartowałam na medycynę; dwukrotnie zabrakło mi punktów na ten kierunek. Dostałam się na farmację, jednak nie byłam szczęśliwa; osiągnęłam cel, ale nie ten, który zamierzałam osiągnąć. Za trzecim razem udało mi się zdać na medycynę. Dlaczego więc nie jestem lekarzem? Dziś wiem, że moim prawdziwym celem było sprostać trudnemu zadaniu dostania się na medycynę. Po 2 tygodniach zapał minął, a wraz z nim skończyło się moje studiowanie.
Wróciłam do „mojej” Zduńskiej Woli, gdzie zaczęłam pracować. Jakaż to była frajda mieć swoje pieniądze. Jednak duch studentki we mnie pozostał. Tym razem spróbowałam sił jako student zaoczny chemii. Trudno jednak było pogodzić wieczorno-weekendowe godziny pracy w kawiarni z uczelnianą „zaocznością”. I te studia potoczyły się bez mojego udziału. Małe miasteczko okazało się dla mnie za małe. Postanowiłam jeszcze raz zawalczyć o wykształcenie.
Wylądowałam w Warszawie, w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego jako studentka kierunku żywienie człowieka. Mimo wielu zajęć na uczelni, korzystałam z każdej okazji dorobienia do kieszonkowego i tak: sprzątałam wille, obsługiwałam przez telefon handlowców, byłam recepcjonistką, w listopadzie sprzedawałam znicze na Powązkach, a w wakacje byłam ekspedientką w sklepie spożywczym. Badania do pracy magisterskiej przeprowadzałam w Holandii, w Wageningen, na tamtejszej uczelni. Pracę broniłam w Polsce.
Na ostatnim roku studiów podjęłam pierwszą stałą pracą. Zostałam operatorem infolinii, później jej kierownikiem. To właśnie wtedy ludzie zaczęli chwalić moje teksty, a ja odkryłam, że pisanie sprawia mi frajdę. Wielokrotnie w myślach dokańczałam rozmowy z osobami, z którymi wcześniej rozmawiałam albo zmieniałam przebieg tych rozmów na bardziej atrakcyjny. Z tych „ćwiczeń” zaczęły powstawać dialogi, czasami krótkie wątki. Wtedy też kupiłam laptopa, bo ze względu na liczne kreślenia kompletnie nie szło mi pisanie na papierze. Gdy usłyszałam w radiu informację, że zginął jeden z wokalistów polskiego zespołu, zadałam sobie pytanie, co by było, gdybym jako jego narzeczona poszła na cmentarz i tam spotkała inną kobietę, jego żonę? Tak powstało pierwsze opowiadanie, później kolejne i jeszcze jedno.
Kilka razy zmieniałam pracę, pracowałam dla gazety i firmy szkoleniowej. Jednak tym, co naprawdę mnie pociągało, było pisanie. Wciąż zapisywałam swoje myśli, ale brakowało właściwego tematu. Wciąż czekałam. Zaczęły wpadać w moje ręce przeróżne poradniki o tym, jak napisać książkę. Wszystkie gorliwie kupowałam i czytałam. I nadal nic. Gdy rozstałam się z mężczyzną, temat natychmiast mnie znalazł. Siadłam i pisałam. Szybko okazało się, że bardzo trudno jest pogodzić stałą pracę zawodową z twórczością. „Czterdziestoprocentowa miłość” powstawała przez kilka lat. W końcu zrezygnowałam z pracy; miałam czas na pisanie.
Dziś nie wyobrażam sobie życia bez tworzenia fabuły, postaci czy dialogów. Mogę zagłębiać się w świat fikcji w dowolnej chwili, nawet wtedy, gdy stoję w warszawskich korkach. |